W ostatnich latach wielką furorę robi zawód tzw. aktywisty klimatycznego. Normalnie ludzie mają jakąś pracę. Jeden pracuje w urzędzie, inny w jakiejś firmie, jeszcze inny prowadzi własny biznes. Aktywista klimatyczny robi coś, co praca nazwać trudno, uważa jednak, że para się działalność niezwykle pożyteczną. Trudno jednak zdefiniować na czym dokładnie ta pożyteczność polega.

Przede wszystkim wyraża swój gniew i oburzenie. Jest wściekły, że dochodzi do emisji dwutlenku węgla, że wciąż można jeździć samochodami spalinowymi czy latać samolotami. Według niego wszystko to zagraża planecie i powinno być czym prędzej albo zakazane albo przynajmniej mocno ograniczone. Innymi słowy klimatyczny aktywista chce mówić ludziom jak dokładnie mają żyć, czym się przemieszczać, jak ogrzewać swoje domy etc. Jest zatem apodyktyczny i nie znosi sprzeciwu. Nie zgadza się na żadną polemikę, bo jak twierdzi, stoi za nim autorytet nauki. A z tą, jak wierzy, w ogólne się nie dyskutuje. Nic to, że żadnego konsensusu dotyczącego odpowiedzialności człowieka za rzekome zmiany klimatu nie ma. Co więcej, są bardzo poważni uczeni, którzy się z taką tezą po prostu nie zgadzają. Aktywista klimatyczny nie przejmuje się odrębnymi stanowiskami, one dla nie zwyczajnie nie istnieją. Zasada domniemanego konsensusu naukowego jest bardzo wygodna i aktywista klimatyczny trzyma się jej desperacko. Daje bowiem poczucie, że można pouczać wszystkich dookoła. Sam aktywista klimatyczny żadnych badań nie robił, ma bowiem około 20 lat, nie skończył studiów, nie mówiąc o jakimś doświadczeniu naukowym czy zawodowym. Mądrzy się jednak jak najęty. Polemizuje, ruga, nakazuje i zakazuje. My mamy zaś słuchać. To poczucie wyższości i przekonanie, że pozjadało się wszystkie rozumu, to cechy charakterystyczne dla wyznawców klimatyzmu.

Aktywista klimatyczny uważa, że może robić niemal wszystko, co uzna za stosowne, aby „zwrócić uwagę na problem zmian klimatycznych”. Niszczy zatem dzieła sztuki, zakłóca wydarzenia kulturalne, zachowuje się jak wandal. Sądzi bowiem, że ma takie prawo. Mamy do czynienia ze zjawiskiem bardzo niebezpiecznym. Jest nim anarchizowanie życie społecznego w imię walki z urojonym problemem. Robią to ludzie, za którymi nie stoi żaden dorobek ani autorytet i co więcej, wyrażają roszczenie, że ich działania powinny być zupełnie bezkarne. Zamiast zająć się czymś potrzebnym, utrudniają życie innym i dewastują dziedzictwo kulturowe ludzkości. Wszystko to zaczyna osiągać coraz większą skalę. Pytanie jak długo można tolerować te zapędy jest pytaniem o to, czy pozwolimy sobie temu towarzystwu wejść na głowę.

Andrzej Kowalik

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj