Muzeum Miasta Ostrowa Wielkopolskiego wzbogaciło się w ostatnim okresie o dwa cenne obiekty. Pochodzą one z różnych epok, ale oba związane są z wybitnymi postaciami wpisanymi w dzieje naszego regionu.

Komeda malowany

Jednym z nabytków jest obraz przedstawiający młodego Krzysztofa Komedę i zasłuchanego w jego muzykę Kazimierza Radowicza. Namalował go przyszły profesor Politechniki Wrocławskiej Zdzisław Jurkiewicz.

Jurkiewicz był kolegą szkolnym Komedy i Radowicza i jest mało znaną postacią z tego grona, a niesłusznie. To nie tylko profesor Politechniki Wrocławskiej, ale i artysta malarz. W roku 2011 miał wielką monograficzną wystawę w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. W wydanym na tę okoliczność katalogu pierwszy raz opublikowano reprodukcję tego obrazu, który właśnie trafił do naszych zbiorów – mówi dyrektor muzeum Witold Banach.
Obraz wykonany został w 1949 roku, a więc na rok przed maturą. Łączy on trzech ważnych artystów związanych z naszym miastem. Przedstawicieli trzech rodzajów aktywności kulturalnej: Krzysztofa Komedę-Trzcińskiego – muzyka jazzowego i kompozytora, Kazimierza Radowicza – pisarza, scenarzystę i radiowca oraz Zdzisława Jurkiewicza – malarza, fotografika, teoretyka sztuki, wykładowcę akademickiego. Cała trójka chodziła do I Liceum Ogólnokształcącego. To jedyny obraz, na którym jest przedstawiony Komeda z czasów ostrowskich. Kazimierz Radowicz nie chciał się rozstawać z nim, ale kilka lat po jego śmierci jego rodzina zdecydowała się sprzedać ten obraz ostrowskiemu muzeum. Jest on wyjątkowy nie tylko ze względu na konteksty ostrowskie, ale i technikę wykonania, ponieważ Jurkiewicz zasłynął później jako malarz abstrakcjonista. W 1976 roku został rzeczoznawcą Ministerstwa Kultury i Sztuki w zakresie sztuki współczesnej. W twórczości jest bardzo mało takich obrazów, jak ten z Komedą i Radowiczem.

„Pokazywał mi swojego Fausta”

Drugim nabytkiem Muzeum Miasta Ostrowa Wielkopolskiego jest partytura do „Fausta”, napisana przez księcia Antoniego Radziwiłła. Ukazała się ona w roku 1836, a więc trzy lata po śmierci księcia, w nakładzie zaledwie 82 egzemplarzy. Z terenu obecnej Polski było tylko trzech jego subskrybentów – z Warszawy, Poznania i Wrocławia. Najwięcej ich pochodziło z Berlina i Londynu, a na liście znajduje się m.in. pruska rodzina królewska. Dla koronowanych głów przygotowano bardziej luksusową wersję partytury, na lepszym papierze, z rycinami ilustrującymi sceny z „Fausta”. Do tego można było sobie zakupić oddzielny tom, w którym znajdowały się tylko i wyłącznie grafiki wykonane przez czołowych berlińskich grafików, m.in. przez twórcę Pałacu Myśliwskiego w Antoninie Friedricha Schinkla.

O księciu Antonim Radziwille mówi się, że w polityce mu nie wyszło, ale był dobrym mecenasem. Nie do końca wybrzmiewa, że był autorem muzyki do „Fausta” i pod tym względem wpisał się w kanon literatury światowej. Nawiasem mówiąc, któremu z polskich polityków szło dobrze w XIX wieku, w okresie zaborów? – mówi Witold Banach.

To jest dzieło bardzo wyjątkowe, nie stricte operowe, bardzo zintegrowane z dziełem Goethego. Bardzo ważną rolę odgrywa chór, mamy też orkiestrę symfoniczną i solistów. W to wszystko trzeba jeszcze było wpleść tekst Goethego – mówi dr Agnieszka Drożdżewska, która jest muzykologiem i zajmuje się twórczością księcia Antoniego.

Prezentowany w ostrowskim muzeum egzemplarz prawdopodobnie należał do księcia Carla von Preussen, syna króla Fryderyka Wilhelma III. O dziele bardzo pozytywnie wypowiedział się sam Fryderyk Chopin, który bardzo wysoko ocenił warsztat kompozytorski Radziwiłła, co do którego wielu muzykologów i ówczesnych krytyków muzycznych miało ostrożny stosunek. W liście z 14 listopada 1829 roku do przyjaciela Tytusa Wojciechowskiego tak pisał o księciu Radziwille: „pokazywał mi swojego Fausta i wiele rzeczy znalazłem tak dobrze pomyślanych, nawet genialnych, żem się nigdy po namiestniku tego spodziewać nie mógł”. Natomiast autor „Fausta” Johann Wolfgang von Goethe napisał o nim: „Jest pierwszym prawdziwym trubadurem, którego spotkałem. Jest pełen siły i entuzjazmu, cechuje go coś fantastycznego, a wszystko co wykonuje ma charakter indywidualny”.
Do księcia Antoniego Radziwiłła „przylgnęły” dwa instrumenty – gitara i wiolonczela. Członkowie rodziny mówili pieszczotliwie na niego „Antek basetlista”. Słowo basetla funkcjonowało w języku mieszczańskim w XIX wieku i używane było na określenie wiolonczeli.