Podczas Marszu Niepodległości w 2013 r. spłonęła budka wartownicza przy ambasadzie Federacji Rosyjskiej (FR) w Warszawie. Bartłomiej Sienkiewicz, ówczesny minister spraw wewnętrznych i prawa ręka Donalda Tuska do specjalnych poruczeń rzucił podejrzenie, że za ten akt terroru odpowiedzialne są polskie środowiska narodowe. W 2015 r., ku zdumieniu opinii publicznej, prasa opublikowała fragmenty rozmowy szefa CBA Pawła Wojtunika z wicepremier Elżbietą Bieńkowską, nagranej cichaczem w słynnej restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Wojtunik nie krył się przed Bieńkowską z wiedzą, że sprawcą podpalenia budki wartowniczej był nie kto inny, ale… Bartłomiej Sienkiewicz, który zlecił wykonanie tego zadania policyjnym agentom. Lata minęły, wiatr historii zmienił kierunek, i Donald Tusk postanowił systemowo dobrać się wreszcie do polskich patriotów. Uznał, że samo podburzanie gawiedzi znad Wisły przeciwko Polakom, przy pomocy takich aktów „małego terroru”, jak pod ambasadą FR w 2013 r., to za mało i należy przystąpić do ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej w Europie. W jaki sposób? To proste jak konstrukcja cepa. Trzeba polskie wojsko wysłać na bój przeciwko FR na Ukrainie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie ma chyba wątpliwości, że taki bój może zakończyć się tylko wielką klęską i eksterminacją polskiej armii. Z reporterskiej uczciwości trzeba jeszcze tylko dodać, że pomysł wysyłania na Ukrainę „z bratnia pomocą” „za wolność waszą i [podobno] naszą” zaszczepiła wcześniej nad Wisłą tzw. Zjednoczona Prawica od Jarosława Kaczyńskiego a Donald Tusk jest tylko twórczym kontynuatorem tej idei. Twórczym, bo zaprawionym w takich akcjach propagandowych jak podpalanie wartowni przed ambasadą FR. I od jakiegoś czasu płoną w Polsce „góry i lasy” a Donald Tusk puszcza oko do gawiedzi i „nieubłaganym palcem” – licentia poetica Stanisław Michalkiewicz, wskazuje na prowodyrów tych fajerwerkow, czyli łajdaków, których „stek nasyła z Moskwy w Polskę” Władymir Putin. Zarządzanie przez kryzys sprawdzało się zawsze w historii i sprawdza się i teraz. Nienawiść do mocarstwa atomowego zza wschodniej granicy rośnie w gawiedzi a „marszałek rotacyjny” Szymon Hołownia zapewnia, że wdeptanie w ziemię Putina to tylko kwestia czasu i towarzyszy mu w tych okrzykach aplauz zwolenników POPiS-u i tzw. Trzeciej Drogi. Eskalacja antyrosyjskich prowokacji trwa a (zd)Radek Sikorski nie wyklucza, że „nasza niezwyciężona armia” ruszy Kijowowi z odsieczą. Przygotowania muszą być już bardzo zaawansowane, bo ostatnio Polska Agencja Prasowa wyprodukowała fałszywkę, że mobilizacja „mięsa armatniego” nad Wisłą zostanie ogłoszona 1 lipca 2024 r. Bardzo szybko okazało się, że komunikat PAP to cyberatak FR na III RP. Tak zasugerował zaprawiony w akcjach „małego terroru” Donald Tusk nazwany expressis verbis w polskim sejmie niemieckim agentem przez samego Jarosława Kaczyńskiego. Powszechną mobilizację na wojnę z FR tymczasem odwołano, ale test na pewno spełnił oczekiwania „hakerów” umocowanych w polskich służbach trzyliterowych. Jestem pewien, że gdy wreszcie ruszy machina „Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-2022”, to nie jedna „ruska onuca” stanie pod pręgierzem opinii publicznej. Nienawiść do FR to klucz do mobilizacji! Przypominam, że szefem komisji został gen. Jarosław Stróżyk, pierwszorzędny fachowiec od nienawiści z byłych Wojskowych Służb Informacyjnych.

Maciej Remiszewski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj