Jeszcze tzw. Pakt o Migracji i Azylu nie wszedł w życie a inżynierowie i lekarze, wykształceni na uczelniach wyższych w Azji i w Afryce, przybywają do nas tysiącami. Skąd wiadomo, że tysiącami? Od naszych „przyjaciół” zza zachodniej granicy. Dziennikarka Aleksandra Fedorska kilka dni temu zadała pytanie niemieckiej policji federalnej, dotyczące imigrantów, którzy próbowali dostać się przez „zieloną granicę” do Niemiec. I nadeszła odpowiedź: „W okresie od 1 stycznia do 30 kwietnia 2024 r. policja federalna zarejestrowała łącznie 5 621 osób, które nielegalnie przekroczyły granicę polsko-niemiecką. Spośród nich zawrócono do Polski 3 578 osób”. Wyszperałem w Sieci podobne dane dotyczące pierwszego półrocza 2023 r. Jak się okazuje „kipisz imigracyjny” na granicy polsko-niemieckiej to proces ciągły, bo od stycznia do końca lipca 2023 r. tę granicę nielegalnie przekroczyło 14,3 tys. cudzoziemców. W tym samym czasie strona niemiecka zgłosiła zamiar odesłania do Polski 3377 cudzoziemców. Jak to możliwe, ktoś mógłby zapytać, że po Polsce szwędają się takie tabuny nielegalsów, krocząc (między innymi) do „niemieckiej republiki obiecanej” przez Angelę Merkel? Przecież nasza granica wschodnia – tak mogłoby wynikać z oświadczenia władz – strzeżona jest jak źrenica oka. Przecież na granicy z Białorusią powstała zapora, czyli mur o długości 186 km a całej granicy z Białorusią (206 km) chroni tzw. system perymetrii, czyli „3 tysiące kamer dzienno-nocnych i termowizyjnych, 400 km kabli detekcyjnych oraz 11 kontenerów teletechnicznych”. Polski podatnik wyłożył na te wynalazki ok. 1,6 mld złotych. I wszystko na nic? W jaki sposób przez taki mur i system przeniknął inżynier albo lekarz z Azji lub Afryki, który 28 maja 2024 r. dźgnął śmiertelnie nożem Mateusza Sitka, szeregowca z 1. Warszawskiej Brygady Pancernej, którego wysłano pod zaporę antyimigracyjną na granicy Polski i Białorusi? Właśnie gdzieś przeczytałem, że minister (zd)Radek Sikorski tak się przejął śmiercią szeregowca Mateusza Sitka, że nawet wystąpił do władz białoruskich (co za odwaga) o wydanie tego inżyniera albo lekarza z Azji lub Afryki, który hasał sobie z rzeźnickim nożem po polskiej stronie granicy. Stop! Pytanie dodatkowe! Bo jeśli ten inżynier albo lekarz tak sobie hasał, to należy domniemywać, że ten inżynier albo lekarz najpierw przeniknął w jakiś cudowny sposób przez „mur” na granicy (ten „mur” to faktycznie 5,5-metrowy płot ze stalowych przęseł zwieńczony drutem żyletkowym – cokolwiek to oznacza), potem – nie niepokojony przez nikogo – pchnął nożem szeregowca Mateusza Sitka a następnie – także nie niepokojony przez nikogo – z powrotem przeniknął przez „mur” graniczny i schronił się pod opiekuńczymi skrzydłami białoruskiego KGB, skąd chce go wyszarpać minister (zd)Radek. Doprawdy, ten „5,5-metrowy płot ze stalowych przęseł zwieńczony drutem żyletkowym”, to jest zapora nie do przebycia albo… stanowi dowód, że teleportowanie inżynierów lub lekarzy przez granicę polsko-białoruską chronioną 5,5-metrowym płotem… itp. itd. wyszło z fazy eksperymentu politycznego i zostało zastosowane na masową skalę, czego dowodzi sytuacja na granicy polsko-niemieckiej. Wynikałoby z tego, że jeśli inżynierowie i lekarze z Azji lub Afryki zostali wyposażeni w czapki niewidki, to „daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia”, bo karabiny maszynowe ustawione na granicy polsko-białoruskiej i rozkaz „cel – pal” okażą się tylko propagandowa atrapą.

Ricadi (Kalabria), 08.06.2024

Maciej Remiszewski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj