Z Leninem przeciwko Denikinowi – z cyklu „Droga do niepodległości”

0

Winien jestem Czytelnikom moich opowieści wyjaśnienie. Staram się w artykułach utrzymywać dystans mniej więcej 100 lat do opisywanych wydarzeń. Jeśli więc, na przykład dzisiaj, a piszę te słowa w lipcu 2019 r., spoglądam w głąb historycznych mroków, to staram się dostrzec, co też ciekawego wydarzyło się w naszych dziejach w lipcu 1919 r.

Oczywiście wszyscy wiemy, że historia, to przecież ciąg wydarzeń, a wcześniej ciąg ich przyczyn, a potem skutki, słowem bardzo skomplikowany proces i żeby dotknąć spraw bieżących, trzeba niekiedy cofnąć się w czasie lub wybiec w przyszłość. Jednak uznałem, że dla tych opowieści taki stuletni dystans może być kluczem i dobrym pretekstem do wspominek. Teraz wracajmy do meritum dzisiejszej gawędy!

W lipcu 1919 r. na wojskowym froncie wojny polsko-bolszewickiej niewiele się działo. Żołnierze Wojska Polskiego stali z bronią u nogi i czekali na rozkazy. Działo się natomiast wiele, a nawet bardzo wiele w dyplomacji pomiędzy obiema, a właściwie trzema (dlaczego trzema – za chwilę się okaże) zwaśnionymi stronami. Może to właśnie lipiec Anno Domini 1919 zdecydował ostatecznie, że Lenin obronił swoją republikę rad i nie został zdmuchnięty w niebyt historii przez wichry wojny? A Lenin miał w tym czasie na głowie nie tylko Piłsudskiego, ale potężną już wówczas antybolszewicką armię gen. Antona Denikina, oficjalnie nazywaną Siłami Zbrojnymi Południa Rosji. Denikin w lipcu 1919 r. panował nad całym Donbasem i centralną Ukrainą z Kijowem i szykował się do uderzenia na Moskwę!

Piłsudski oczywiście śledził losy rosyjskiej wojny domowej i jak wielu historyków dzisiaj twierdzi… popełniał błędy, wiedziony ślepą nienawiścią do Rosji, tej carskiej z przeszłości i tej czerwonej, która zagrażała ledwie odrodzonej Polsce. Nienawiść rzecz ludzka, ale bywa, że w polityce – jak bielmo – zarasta oczy i utrudnia patrzenie. Piłsudski z tą nienawiścią w ogóle się nie krył. Mało tego, w tę nienawiść „wyposażył” polskich dyplomatów. Bo „dyplomatyczna” instrukcja do rozmów, które wysłannicy Naczelnika Państwa w lipcu 1919 r. prowadzili i z Denikinem, i z Leninem brzmiała tak:
Zarówno bolszewikom, jak i Denikinowi jedno jest do powiedzenia – jesteśmy potęgą, a wyście trupy. Mówiąc inaczej, językiem żołnierskim: dławcie się, bijcie się, nic mnie to nie obchodzi, o ile interesy Polski nie są zahaczone. A jeśli gdzie zahaczycie je, będę bił. Jeśli gdziekolwiek i kiedykolwiek was nie biję, to nie dlatego, że wy nie chcecie, ale dlatego, że ja nie chcę. Lekceważę, pogardzam wami. Jesteście pogrążeni w rękach Żydów i junkrów niemieckich, nie wierzę wam, waszemu gatunkowi ludzkiemu. O jakichkolwiek tedy stosunkach… dyplomatycznych mowy być nie może, bo ich warunkiem podstawowym są wiara i dyskrecja, a wy nie zasługujecie na jedno, nie znacie drugiego, zdradzacie cywilizację, własny kraj i jeden drugiego.

Przyznasz Czytelniku, że nie dał Marszałek swoim wysłannikom dużego pola manewru, a strategia polityczna była aż nadto dobrze widoczna. Piłsudski wierzył, że bez względu na wynik starcia, jedna ze stron rosyjskiej wojny domowej wyjdzie z konfliktu osłabiona, a to jest woda na młyn dla Polski. Jak bardzo Naczelnik Państwa pomylił się w swoich rachubach widać było już w Rydze w 1921 r., gdy podpisywaliśmy z sowietami traktat pokojowy po wojnie, a o mających nastąpić wydarzeniach z 1939 r. już nawet nie będę teraz wspominał, bo wszyscy wiemy jaki los zgotowała Polsce „czerwona utopia”. W powyżej zacytowanych słowach Piłsudskiego warto zwrócić uwagę na niczym nieuzasadniony sen o potędze Polski, sen, który jak mi się wydaje położył się głębokim cieniem na politycznych rachubach Piłsudskiego w tamtym, brzemiennym w skutki czasie.

W lipcu 1919 r. w kwaterze gen. Antona Denikina w Taganrogu zjawili się wysłannicy Józefa Piłsudskiego: gen. Aleksander Karnicki, major Wacław Przeździecki i Jerzy Iwanowski, dawny towarzysz Piłsudskiego z czasów PPS-Frakcji Rewolucyjnej. Wtedy w Taganrogu była do załatwienia jedna podstawowa sprawa. Denikin liczył, że Polska, która i tak była w stanie wojny z bolszewicką Rosją, podejmie zdecydowane kroki militarne na Kresach, które osłabią Armię Czerwoną w starciach z armią białych nacierającą od południa. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły w tym czasie, że wojny na dwa fronty Lenin nie miał prawa wygrać. I Lenin wiedział o tym najlepiej! Denikin, licząc na wsparcie Polaków, stawiał jednak warunki, których „nienawiści” do carskiej Rosji Piłsudskiego w żaden sposób nie dało się zracjonalizować. Denikin uznawał niepodległość Polski tylko w granicach dawnego Królestwa Kongresowego, żądał wycofania wojsk polskich z terenów Podola i Wołynia, i nie uznawał prawa Ukrainy do samostanowienia. Na carską butę Denikina wysłannicy Piłsudskiego w lipcu 1919 r. w Taganrogu zareagowali awanturą i faktycznym przerwaniem rozmów. Denikin mógł od tej pory liczyć już tylko na siebie. Nigdy już nie dowiemy się, czy spory terytorialne rzeczywiście odegrały decydującą rolę w tych rozmowach, czy była to tylko gra na zwłokę Piłsudskiego. Być może te spory można było zostawić do czasu ewentualnego zwycięstwa białych w wojnie domowej. Nigdy też nie dowiemy się już, czy po tym ewentualnym zwycięstwie białych nad bolszewikami, Denikin nie ruszyłby na Rzeczpospolitą. Z dzisiejszej perspektywy widać, że Piłsudski popełnił błąd. Należało odłożyć żądania terytorialne Denikina na później i realnie związać siły Armii Czerwonej na linii polskiego frontu wschodniego.

Jak wiadomo wojna polsko-bolszewicka rozpoczęła się 14 lutego 1919 r. od starć Wojska Polskiego z Armią Czerwoną na Białorusi i Polesiu. A 5 marca nasza armia zajęła Pińsk. Wiadomo było, że konflikt narasta. I w marcu 1919 r. rozpoczęły się pierwsze tajne kontakty Piłsudskiego z Leninem. Do Petersburga w tajnej misji udał się delegat rządu polskiego Aleksander Więckowski i prowadził sondażowe rozmowy z sowieckim ministrem spraw zagranicznych Gieorgijem Cziczerinem na temat polubownego zakończenia sporu i ledwie co rozpoczętej wojny. Więckowski z Cziczerinem nie doszli wówczas do porozumienia, a rozmowy zostały przerwane w kwietniu po zajęciu przez nas Wilna.

W tym samym mniej więcej czasie w Polsce przebywał (niejaki) Julian Marchlewski, który uciekając z Niemiec schronił się na naszym terytorium. Marchlewski, mając pełnomocnictwa samego Lenina, nawiązał wówczas kontakt z Józefem Beckiem, ojcem późniejszego ministra spraw zagranicznych RP z lat 1932-1939. Zdrajca Marchlewski i Józef Beck senior znali się jeszcze z czasów marksistowskiego Związku Robotników Polskich. Polskie służby zamiast od razu ukatrupić Marchlewskiego, spokojnie przyglądały się tej niebezpiecznej grze. Grunt pod konszachty bolszewików z władzami polskimi został przygotowany. Kolejna runda rozmów „Piłsudski – Lenin” odbyła się pomiędzy 22 i 30 lipca 1919 r. w Białowieży. Piłsudski delegował do rozmów z Julianem Marchlewskim wspomnianego już wcześniej Aleksandra Więckowskiego i hr. Michała Kossakowskiego. Hrabia tak zrelacjonował rozmowy z Marchlewskim:

Bolszewikom chodzi o zawarcie rozejmu, nawet pokoju. Chcieliby mieć gwarancje, że Polacy dalej pewnej linii nie pójdą. [Bolszewicy] (..) boją się, że jeśli „koalicja każe”, Polacy będą musieli pójść dalej i dalej. Za Berezynę, za Dniepr, aż do Moskwy. [Bolszewicy] Kołczaka i Denikina, jak twierdzą za nic mają, z nimi dadzą sobie radę. Natomiast siłę Polski cenią i boją się jej.

Oferta Lenina, przekazana przez Marchlewskiego w lipcu 1919 r. w Białowieży, była jednoznaczna. Bolszewicy gotowi byli zrzec się na rzecz Polski terytorium całego Wielkiego Księstwa Litewskiego byleby Polacy stali dalej z bronią u nogi.

Kontakty Piłsudskiego z Denikinem i Leninem nie zakończyły się na powyżej opisanych lipcowych spotkaniach w Taganrogu i Białowieży. Denikin prawie do końca 1919 r. zabiegał bezskutecznie u Piłsudskiego o wsparcie. W tym samym mniej więcej czasie wysłannicy Piłsudskiego kontynuowali tajne rozmowy z Marchlewskim. Ich druga tura odbyła się potem 10 października 1919 r. w Mikaszewiczach na zachodzie Białorusi.

Niestety, to bolszewicy osiągnęli wówczas swoje cele. Wojsko Polskie właściwie od czerwca do końca grudnia 1919 r. nie wykonywało istotnych zaczepnych ruchów przeciwko krasnoarmiejcom. I Lenin pewny, że może liczyć na bierność Piłsudskiego, przerzucił na tereny wojny domowej, w rozgrywce z Kołczakiem na Syberii i Denikinem na południu Rosji, kilkadziesiąt tysięcy szabel z frontu wojny polsko-bolszewickiej. Denikin od września 1919 r. już tylko cofał się, by „okopać się” na Krymie przed ostateczną klęską w 1920 r. Marzenia o obaleniu „czerwonego caratu” legły w gruzach.

Michaił Tuchaczewski powiedział po latach:

Gdyby rząd polski umiał porozumieć się z Denikinem przed jego klęską, wówczas uderzenie Denikina na Moskwę, posiłkowane przez ofensywę polską z zachodu, mogłoby było skończyć się dla nas znacznie gorzej i trudno nawet zdać sobie sprawę z możliwości ostatecznych wyników.

Maciej Rysiewicz