Dokładnie 30 lat temu, 8 grudnia 1991 roku podpisano układ białowieski o likwidacji ZSRR. Imperium będące symbolem zniewolenia i zbrodni odchodziło do historii po niespełna 75 latach istnienia.

Po nieudanym puczu moskiewskim z 19 sierpnia wydarzenia nabrały tempa. Niepodległość ogłosiło dziesięć republik radzieckich. Trwała nieformalna walka polityczna o Kreml, a kraj pogrążony był w głębokim kryzysie gospodarczym. W takich okolicznościach w domku myśliwskim w Wiskulach, w białoruskiej części Puszczy Białowieskiej spotkali się prezydent Federacji Rosyjskiej Borys Jelcyn, prezydent Ukrainy Leonid Krawczuk oraz przewodniczący Rady Najwyższej Białorusi Stanisław Szuszkiewicz. Przywódcy mieli omówić dostawy gazu oraz ropy naftowej. Szybko okazało się jednak, że sprawy gospodarcze zeszły na dalszy plan, a najważniejsza była polityka.

Zawarty traktat głosił, że ZSRR jako podmiot prawa międzynarodowego i byt geopolityczny przestaje istnieć, a na jego miejsce suwerenne kraje powołują Wspólnotę Niepodległych Państw. Zdecydowano się na podział państwa według granic dotychczasowych republik. Rosji przyznano następstwo prawne po byłym ZSRR. Jelcyn, Krawczuk i Szuszkiewicz zdawali sobie sprawę z wagi porozumienia oraz z faktu, że w świetle prawa jest ono nielegalne. Teoretycznie mogli za to stanąć przed sądem. Głębiej odetchnąć mogli dopiero, gdy po ich stronie stanęła armia.

Do 21 grudnia do do WNP przystąpiło osiem kolejnych republik. Przyłączenia odmówiły Gruzja, Litwa, Łotwa i Estonia. 25 grudnia na Kremlu opuszczono flagę ZSRR, zastępując ją flagą Rosji. Jeszcze kilka lat wcześniej wszystko to wydawało się utopią. Nie ulega wątpliwości, że pokojowy rozpad ZSRR był możliwy w tamtej konkretnej sytuacji politycznej. Gdyby imperium przetrwało jeszcze kilka lub kilkanaście lat, zapewne przerabialibyśmy zupełnie inny scenariusz.

Fot. pixabay