Fot. pixabay.com

Ekonomia w ostatnich dekadach zaczęła zdecydowanie bardziej przypominać matematykę stosowaną niż naukę społeczną. Wielu sądziło zapewne, że w ten sposób uzyska się precyzję znaną z nauk ścisłych. To miał być sposób na „unaukowienie” ekonomii. Wiązało się to także ze stopniowym odchodzeniem od klasycznej metafizyki. Tę ostatnią traktować poczęto jako jałową spekulację, która nic nie wnosi do ludzkiego poznania. Ot, ktoś sobie coś wymyśl, ktoś inny wymyśla coś innego i tak w niemal w nieskończoność. Tymczasem matematyka czy nauki przyrodnicze kojarzyły się z pewnością i rozstrzygalnością.

Sądzić by zatem można, że pójście tą drogą uczyni z ekonomii naukę par excellence. Zaczęto zatem wprowadzać coraz bardziej zaawansowane narzędzia matematyczne, konstruować skomplikowane modele i rozbudowywać aparat ekonometryczny. Mijały lata i dekady, ale oczekiwanego efektu jak nie było tak nie ma. Zamiast oczekiwanej ścisłości i rozstrzygalności, mamy w ekonomii niekończące się spory i liczne, wzajemnie wykluczające się teorie. Ekonomiści spierają się praktycznie o wszystko. Ile państwa powinno być w gospodarce? Czy rynki są efektywne? Czy równowaga rynkowa jest czymś naturalnym, czy może zdarza się sporadycznie? Podobnych kwestii nierozstrzygniętych jest zdecydowanie więcej. Owo poszukiwanie precyzji na wzór nauk ścisłych zupełnie zawiodło. Warto w tym kontekście postawić także inne pytanie, czy odejście od filozofii nie było błędem? Nie chodzi o to, że ekonomia miałaby dublować przedmiot badań filozoficznych, ani rezygnować z narzędzi matematycznych czy statystycznych? To byłby absurd i nie o to chodzi w stawianym pytaniu.

Niemniej odcięcie się od korzeni – kiedyś nie było takiej nauki jak ekonomia, była ona częścią filozofii właśnie – było zbyt pochopne. Filozoficzne podejście ma bowiem także swoją ogromną wartość, przede wszystkim uczy pewnej kultury myślenia, stylu rozumienia rzeczywistości. To przecież namysł nad zasadniczymi jej strukturami, to pytania o sens i granice ludzkiego poznania. W ekonomii ostatnich dziesięcioleci ewidentnie tego zabrakło. Wydawało się, że ekonomiści zrozumieli wszystko, bo wszystko umieli zamknąć w liczbach. Tak jednak nie było. Powstał pozór, który zamiast prowadzić do prawdy, oddalał od niej. Liczby generowane przez modele były mylące, ludzie, którzy się nimi posługiwali zyskiwali fałszywe poczucie pewności i kontroli. W efekcie popełniano fatalne i kosztowne błędy.

Ekonomia zamiast stać się wzorem dla nauk społecznych stała się przedmiotem krytyki i uzasadnionych wątpliwości. Profesorzy z najlepszych uczelni na świecie nie mogą przewidzieć nadchodzących kryzysów. Ich aparat matematyczny nie daje im istotnej przewagi, gdyby tak było krzyczeliby na cały głos w 2007 roku, ostrzegając przed nadchodzącym krachem. Tymczasem takie ostrzeżenia były rzadkie. Czemu? To jest pytanie o metodę nauki jaką jest ekonomia. Pytanie o tyle istotne, że im lepsza będzie ekonomia jako nauka, tym lepiej dla nas wszystkich, bo tym większe są szanse, że kolejnych błędów uda się uniknąć, a te nadchodzące zneutralizować. Warto zatem wrócić do podstaw.

Kamil Goral

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj